Od 1 stycznia 2017 r. kancelaria DJBW Daniłowicz Jurcewicz Biedecki i Wspólnicy stała się częścią wywodzącej się z Niemiec międzynarodowej firmy prawniczej Noerr. Marka DJBW zeszła z rynku. Połączone zespoły działają pod nazwą Noerr Biedecki sp.k.
Wspólnikiem zarządzającym w nowej strukturze warszawskiego biura Noerr został Radosław Biedecki, dotychczasowy wspólnik DJBW. Zastąpił Jörga K. Menzera, który kierował oddziałem warszawskim Noerr jako szef sieci biur w regionie środkowoeuropejskim (Bratysława, Bukareszt, Budapeszt, Praga, Warszawa).
O tym istotnym wydarzeniu na krajowym rynku usług prawnych „Rynek Prawniczy” rozmawia prawnikami kancelarii Noerr Biedecki: Radosławem Biedeckim (partner, eks-DJBW), Pawłem Żelichem (associated partner, Noerr), Jakubem Lernerem (associated partner, Noerr) i Witoldem Daniłowiczem (of counsel, eks-DJBW):
„Rynek Prawniczy”: Jak nazwać to wydarzenie? Fuzja dwóch kancelarii? Przejęcie jednej przez drugą?
Radosław Biedecki: Adekwatnie opisuje je sformułowanie „połączenie zespołów”. Tak naprawdę od początku o to właśnie chodziło. Inicjatywa wyszła od kolegów z kancelarii Noerr, którzy wcześniej zapewne przeanalizowali własne potrzeby rynkowe, co doprowadziło ich do pomysłu, że warto podjąć rozmowy. My z kolei staraliśmy się zrozumieć ich biznes i styl działania. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że te dwa zespoły prawników w Warszawie są wobec siebie komplementarne. Polega to na tym, że Noerr ma świetną bazę klientów niemieckich i zagranicznych, a my z kolei mamy zespół może bardziej rozpoznawalny i z merytorycznym i mentorskim przywództwem dobrze znanym na krajowym rynku. Okazało się też, że zgadzamy się co do tego, że dziś w tej branży najważniejsze jest dostarczanie klientom absolutnej superjakości obsługi prawnej.
„Rynek Prawniczy”: Wygląda to na połączenie dwóch dosyć podobnych struktur, więc decyzja o integracji może wydawać się naturalna. Rozumiem, że dla zespołu kancelarii DJBW marka kancelarii Noerr ma być szerokim oknem na świat. Co daje kancelarii Noerr marka DJBW?
Paweł Żelich: Noerr liczy w Niemczech 500 prawników i doradców. To potężna struktura biznesowa, z biurami także w Europie Środkowej i Wschodniej, a poza tym w Moskwie, Alicante, Brukseli, Londynie i Nowym Jorku.
Dzięki temu połączeniu Noerr wzmacnia potencjał intelektualny w strategicznych dla niej dziedzinach, które mogą „pociągnąć” rynek polski. Firma jest wielka i silna w Niemczech i taka sama chciałaby być w Polsce. Koledzy, którzy się z nami łączą, będą częścią tej siły, która ma docelowo doprowadzić tę markę do krajowej czołówki. My mamy bardzo silną praktykę nieruchomości, koledzy zaś praktykę rynków kapitałowych. Noerr pracuje w Niemczech dla wielkich koncernów i połączenie z zespołem DJBW daje nam możliwość rozszerzenia oferty dla tych prestiżowych niemieckich klientów także w Polsce.
„Rynek Prawniczy”: Taki jest plan? Czy on powstał w centrali w Monachium, czy tu w Warszawie?
Jakub Lerner: Kiedy przyszedłem do Noerr w maju 2016 r., Jörg Menzer, szef firmy na region Europy Środkowo-Wschodniej, zapewniał mnie, że wkrótce w Warszawie wydarzy się tzw. „Big Bang”, czyli dojdzie do połączenia z naprawdę silnym zespołem. Coś, co naprawdę zrobi różnicę, bo dla takiej kancelarii, która miała problem z polskim rynkiem, droga rozwoju organicznego byłaby drogą przez mękę. Szansa na sukces na tak dojrzałym rynku byłaby, lecz mocno ograniczona.
Paweł Żelich: Jest jeszcze istotna kwestia czasu. Noerr liczy, że dzięki temu połączeniu dojdzie do wzrostu skokowego.
Jakub Lerner: Globalny rynek prawniczy w ostatnich kilkunastu latach ogromnie się zmienił. Powstają gigantyczne sieci jak Dentons, DLA Piper czy Baker McKenzie, które wchłaniają mniejsze niezależne kancelarie w różnych jurysdykcjach. Jednocześnie w Londynie i Nowym Jorku jest wiele ogromnych z polskiego punktu widzenia firm, których praktycznie nie ma ani w Niemczech, ani w Europie Środkowo-Wschodniej, a z którymi regularnie współpracujemy. Dlatego Noerr musi być silną międzynarodową kancelarią transakcyjną, nie tylko niemiecką, lecz także o wymiarze europejskim. Taką, która dla kancelarii londyńskich i nowojorskich nie będzie konkurencją na ich głównych rynkach. Mamy wprawdzie biura w Londynie i Nowym Jorku, ale one nie doradzają w lokalnym prawie. To jest ta druga, oprócz niemieckiej, noga, na której rozwijamy swój biznes.
Trzecią nogą jest oczywiście rynek polski, na którym Noerr była dotychczas stosunkowo najsłabiej widoczna i tutaj spodziewamy się największych efektów synergii z kolegami.
„Rynek Prawniczy”: Jak spojrzeć historycznie, to kancelarie niemieckie działają w Polsce ze zmiennym powodzeniem. Mimo to Noerr chce się tu rozwijać?
Witold Daniłowicz: Niemcy dużo w Polsce inwestują i niemieckie firmy prawnicze działały na tym rynku od dawna. Ale dotychczas żadna kancelaria nie miała strategicznej wizji rozwoju w Polsce. Noerr ma teraz taki plan. Chodzi o to, by stać się kancelarią międzynarodową. A akurat Europa Środkowo-Wschodnia, jeśli ma się tutaj kilka biur, może być taką trampoliną do wybicia się na tę międzynarodową pozycję, bo można łatwo pokazać światu, że jest się poważnym graczem. Dużo trudniej przebić się w Paryżu czy w Madrycie. Międzynarodowy rys dużej, mocnej kancelarii Noerr to jej szansa na przyszłość. Zaczynają od tego regionu, gdzie już mają 20 lat obecności i doświadczeń.
Paweł Żelich: Ta decyzja jest pochodną tego, jak Noerr działa w Niemczech. To jest kancelaria bardzo agresywna, jeśli chodzi o wzrost.
Jakub Lerner: Owszem, w ciągu ostatnich 10 lat Noerr była najszybciej rosnącą kancelarią w Niemczech, podwajając przychody, które w 2015 roku przekroczyły 200 milionów euro.
Paweł Żelich: I jest dobrze spozycjonowana w regionie. Ma biura w Warszawie, Pradze, Bratysławie, Budapeszcie, Bukareszcie, a także w Moskwie.
„Rynek Prawniczy”: Czy jest w ogóle coś takiego jak specyficzny rynek środkowoeuropejski? Powstają takie międzypaństwowe kancelarie, które się jakoś na nim lokują i profilują jako regionalne.
Radosław Biedecki: Takiego rynku nie ma. Chociaż istnieje wiara w niego. Ale to raczej instrument pozycjonowania się i promowania na rynku kancelarii pokazujących, że są w stanie obsłużyć czy skoordynować transakcje i projekty obejmujące kilka jurysdykcji, co z perspektywy inwestorów mniej wnikliwych może mieć pewne znaczenie.
Jakub Lerner: Jednak jest trochę klientów regionalnych, dla których taka środkowoeuropejska oferta prezentuje się sensownie i atrakcyjnie.
„Rynek Prawniczy”: Była kancelaria Biedecki Biedecki i Partnerzy, była kancelaria Daniłowicz Jurcewicz i Wspólnicy. Obie połączyły się, tworząc kancelarię Daniłowicz Jurcewicz Biedecki i Wspólnicy. To był oryginalny ruch na polskim rynku. A teraz robią Panowie następne takie posunięcie. Nie obawiacie się zostawić pewnych etapów za sobą, aby iść dalej. Czy to wynika z wewnętrznej potrzeby rozwijania biznesu, budowania czegoś jeszcze większego?
Witold Daniłowicz: Akurat ani bracia Biedeccy, ani Witold Jurcewicz, ani ja nie uważamy, że najważniejsze, najlepsze jest to, co jest moje, a ja tu jestem sam dla siebie i sam rządzę. Zawsze uważaliśmy, że głównym naszym celem jest obsługiwanie najważniejszych, najciekawszych transakcji. Jak założyliśmy kancelarię Daniłowicz Jurcewicz i Wspólnicy, to od początku było wiadomo, że jest za mała na duże sprawy. Dlatego szukaliśmy partnerów. Rozmawiałem z 15-20 kancelariami, aż trafiłem na braci Biedeckich. I od pierwszego spotkania było oczywiste, że myślimy podobnie. Przez rok współpracowaliśmy luźno i utwierdziliśmy się w przekonaniu, że możemy działać razem. Wiedzieliśmy też, że jeśli chcemy grać w pierwszej lidze, to w przyszłości trzeba będzie jeszcze kogoś dołączyć. Nasze ambicje zbiegły się z planami Noerr. Dlatego, choć wcześniej niż się spodziewaliśmy, wykonaliśmy naturalny kolejny krok do tego, by podejść do czołówki.
Radosław Biedecki: Mój brat Ludomir i ja chcieliśmy czerpać z wiedzy, doświadczenia i kontaktów starszych kolegów, którzy mają bardzo dobrą markę, są rozpoznawalni na rynku, robili rzeczy pionierskie i zarządzali skomplikowanymi strukturami. Oni sami zaś chcieli nam to wszystko przekazywać, dzielić się tym z nami. To jest niesamowity asset, który chcielibyśmy zachować w nowym układzie. Nie znam drugiej kancelarii, w której tak sprawnie współpracowałyby ze sobą dwa pokolenia prawników. Od początku we czterech stworzyliśmy bardzo partnerski układ , bez zahamowań przed dzieleniem się władzą i informacjami, w którym wszyscy pracują razem i wspólnie wnoszą wkład w rozwój biznesu. Na tym zbudowaliśmy tę firmę.
Paweł Żelich: To, co powiedział kolega, dobrze wróży synergii z Noerr, bo takie właśnie jest niemieckie spojrzenie na kancelarie prawnicze, które opierają się na partnerstwie i kolegialności działania. Noerr to też taka partnerska spółka i dlatego zakładamy, że te dwie struktury będą dobrze do siebie pasować.
Rozmawiał Ireneusz Walencik