Ostatnio zaanonsowane przez globalne firmy prawnicze decyzje o przenoszeniu zaplecza biznesowego z Londynu, i ogólnie z Wielkiej Brytanii, do Warszawy (Dentons, DLA Piper) i do Manili, stolicy Filipin (Norton Rose Fulbright), zaniepokoiły redakcję brytyjskiego czasopisma „The Lawyer”.
Jej dziennikarze w serii krótkich wywiadów z identycznymi pytaniami rozpytali ludzi z tamtejszej branży prawniczej o to zjawisko i jego konsekwencje w postaci utraty części miejsc pracy okołoprawniczej w Zjednoczonym Królestwie Albionu na rzecz m.in. Polski.
Maaike de Bie, szefowa działu prawnego w przedsiębiorstwie pocztowym Royal Mail, nie jest ani trochę zaskoczona tą wyprowadzką. Mówi, że już wcześniej firmy z innych branż obrały ten kierunek na outsourcing usług zaplecza biznesowego. Jej zdaniem kancelarie są spóźnione w tej grze, a w kolejce czekają Węgry i Bułgaria ze swoimi doskonałymi zasobami informatyków.
Podobnie ocenia sytuację Simon Slater, szef firmy prawniczej Thomson Snell & Passmore.
– Takie sa realia życia gospodarczego uznane przez niektóre globalne kancelarie już 10 lat temu. Mam na myśli centrum usług biznesowych utworzone w Manili przez Baker & McKenzie – wyjaśnia. Jego zdaniem Polacy słyną ze swojej etyki pracy, a Polska oferuje bardzo atrakcyjne otoczenie biznesowe.
Nathana Hayesa, szefa działu informatycznego kancelarii Osborne Clarke, również niezbyt zaskakują ostatnie ruchy firm prawniczych. Jego zdaniem po prostu przyszedł czas, w którym wielkie londyńskie kancelarie muszą dla pracowników wsparcia biznesu i asystentów prawnych szukać lokalizacji tańszych kosztowo. Czy tylko pod Londynem, czy off shore, to zależy od rozmiaru i charakteru danej firmy. – Tym największym robi to dużą różnicę, ale taka inicjatywa musi być połączona z większym naciskiem na poprawę i rozwój innowacyjnych usług dla klientów. Żadna firma nie odniesie sukcesu samym tylko cięciem kosztów – podkreśla Hayes.
Helen Burness, szefowa działu rozwoju biznesu w firmie Halebury, która wynajmuje prawników do firm na okresowe kontrakty, mówi: – Po katastrofie ekon0micznej w 2008 r. wystąpiła wysypka outsourcingu. Wielkie kancelarie bezustannie poszukują sposobów obniżenia kosztów osobowych i usprawnienia działalności. Pozostałe branże zrobiły to już dawno temu.
Jej zdaniem, poprzednia fala outsourcingu do krajów takich jak Indie i RPA, przyniosła mieszane oceny powodzenia tych przedsięwzięć, ale tendencja, aby rozwinąć międzynarodowy zasięg działania nie zaskakuje, ponieważ widać chętkę do wyjścia z tradycyjnych dużych i drogich siedzib londyńskich. – Ulepszona technologia daje większe możliwości po temu, dlatego widzimy więcej poczynań outsourcingowych – stwierdza Helen Burness.
Nie tylko po taniości
Czy powodem tych przenosin może być różnica w wysokości płac pracowników między Warszawą a przykładowo Manchesterem, który najpierw stał się centrum outsourcingu dla firm z Londynu? – pytają swoich rozmówców dziennikarze „The Lawyer”.
– Wynagrodzenia w Warszawie są znacznie niższe, ale mieszkania dość drogie. Sądze, że outsourcing w Polsce szybciej rozwija się w innych miastach z wyższymi uczelniami – mówi Maaike de Bie.
Według Hayesa różnice w wysokości płac między Manchesterem a Warszawą nie są tak znaczące, jak między stolicą Polski a Londynem. Ale każda firma, która przenosi usługi back office do Warszawy ma nadzieję, że te różnice pozostaną na tyle istotne w najbliższych kilku latach, aby zrekompensować spore jednorazowe koszty związane z takim przeniesieniem. – Ja nie jestem przekonany, że tak będzie, ale najwyraźniej w DLA Piper są innego zdania – mówi.
A jakie są inne niż możliwość cięcia kosztów zalety, które stawiają Warszawę ponad Manchester lub Belfast? – drążą temat dziennikarze „The Lawyer”.
– Dobre pytanie. Może tu chodzi o dostępność utalentowanych ludzi? – zastanawia się Maaike de Bie.
– Jeśli i tu i tam są ludzie o wymaganych umiejętnościach, to nie mogę sobie wyobrazić nic innego, co miałoby tak znaczący wpływ na te decyzje, jak tylko obniżanie kosztów – kontruje Nathan Hayes.
Według Helen Burness międzynarodowe firmy, które nie chcą być postrzegane jako zbyt londyno- czy anglocentryczne, przenosząc część swoich funkcji biurowych np. do Europy Środkowo-Wschodniej liczą, że zostanie to docenione jako „przeniesienie” zasobów z centrali.
Czy to początek fali?
Czy będzie więcej takich posunięć ze strony innych dużych firm prawniczych? – dociekają dziennikarze „The Lawyer”.
Zdaniem Simona Slatera, to nieuniknione.
– Tak – mówi Nathan Hayes – Każda firma z dużym działem wsparcia biznesu w Londynie powinna rozglądać się za przeniesieniem tych usług, jeśli nie off shore, to co najmniej na prowincję Wielkiej Brytanii.
– Możliwe – twierdzi Maaike de Bie – Sądze, że one raczej powinny myśleć o innowacyjności, a nie tylko o szukaniu tańszych sposobów dostarczania tego samego produktu. Jestem zdania, że niektórzy z alternatywnych dostawców usług prawnych zaczną odbierać pracę tym bardziej tradycyjnym kancelariom.
Helen Burness uważa, że wszystkie powinny to rozważyć i zrobią to. – Ważne, aby outsourcing zaplecza biznesu prawniczego dawał pewność, że w tamtych miejscach zadziałają odpowiednie procedury kontroli jakości pracy – podkreśla.
Opracowanie: Ireneusz Walencik