Amerykańska kancelaria Patterson & Sheridan używa samolotu jako biura. Kancelaria jest z Teksasu, ale ma sporą grupę poważnych klientów w Dolinie Krzemowej. Zajmuje się bowiem prawem własności intelektualnej i patentowym. Nie dziwi zatem, że jej kreatywni szefowie wpadli na pomysł, by kupić odrzutowiec. Niby nic niezwykłego – naprawdę sporo prawników w Ameryce ma własne samoloty, które są dobitnym symbolem ich statusu majątkowego. Ale należący do firmy Patterson i Sheridan dziewięciomiejscowy Gulfstream G200 to nie żaden luksus – w firmie nazywany jest „busem”, ponieważ rocznie przemierza w powietrzu 150 tys. mil. Jej prawnicy raz w miesiącu latają między Houston w Teksasie i Palo Alto w Kalifornii. Podczas tych przelotów służy im nie tylko jako środek transportu, lecz jako biuro, w którym pracują. Sprawę opisała w sierpniu 2017 r. lokalna gazeta „Houston Chronicle”.

Tak wychodzi taniej niż urządzenie prawdziwego biura w Dolinie Krzemowej, która słynie z niebotycznej drożyzny. Kancelaria Patterson & Sheridan twierdzi, że może zaoferować tamtejszym klientom tańsze usługi porównywalnej jakości niż lokalne firmy prawnicze i oddziały amerykańskich sieciówek, ponieważ większość pracy jest wykonywana w Teksasie, gdzie nieruchomości komercyjne są o 43 proc. tańsze, wynagrodzenia o 52 proc. niższe, a konkurencja o talenty prawnicze zdecydowanie mniej zacięta.
Kancelaria zrobiła zresztą ze swego samolotu punkt rekrutacji młodych prawników, którym obiecuje pracę z najlepszymi firmami technologicznymi Silicon Valley, ale mieszkanie w teksaskim Houston, mieście znacznie tańszym niż Palo Alto, gdzie średni miesięczny czynsz za apartament z dwoma sypialniami wynosi 3,8 tys. dolarów, a cena domu to nawet 2,6 mln dolarów.
Szefowie Patterson & Sheridan po raz pierwszy wpadli w pomysł użycia prywatnego samolotu do regularnych miesięcznych kursów do Doliny Krzemowej w 2010 r. Kancelaria wcześniej próbowała telekonferencji, ale klienci uznali to za niewystarczające, ponieważ wynalazcy chcą usiąść i pokazać swoje wynalazki. Prawnicy odkryli również, że mogą zdobyć tam więcej klientów, chodząc po pracy na kolacje i drinki.
Toteż latanie tam i powrotem okazało się rozwiązaniem tańszym i bardziej praktycznym. Samolot kosztował firmę 3 mln dolarów a każda godzina w powietrzu to wydatek ok. 1,9 tys. dolarów.
Może się wydawać, że kancelaria mogłaby zaoszczędzić, gdyby prawnicy po prostu latali komercyjnymi liniami lotniczymi. Ale – wziąwszy pod uwagę wszystkie kwestie – jednak nie. Wychodzi na to, że podróże prywatnym odrzutowcem są bardziej opłacalne, mimo wynagrodzenia dla dwuosobowej załogi i rozmaitych niezbędnych opłat. A to dlatego, że prawnicy pracują w locie, który trwa od trzech do czterech godzin, a każda jest „rozliczalna” (billable). Lecąc samolotem rejsowym nie mogliby tego robić ze względu na konieczność ochrony poufnych informacji – pisze „Houston Chronicle”. Trzeba do tego dodać oszczędność czasu, który zwykle spędza się na lotnisku przechodząc przez odprawę, kontrolę bezpieczeństwa i inne procedury przedstartowe. Jeśli przeliczyć ten czas po stawce 250 dolarów za godzinę pracy prawnika, to koszt lotu jest pokryty, a bilet na samolot liniowy pozostawałby wydatkiem.
Opracowanie: Ireneusz Walencik