W tyleż głośnej, co absurdalnej sprawie, 69-letni z daty urodzenia Holender Emile Ratelband domagał się urzędowej zmiany jego wieku przez sąd (age-fluid case). Chciał być w dokumentach publicznych o 20 lat młodszy, gdyż, jak twierdzi, na tyle właśnie, czyli na 49, się czuje.
Sąd w mieście Arnhem na początku grudnia 2018 r. wniosek rozpatrzył i żądanie zmiany daty urodzenia w celu odzwierciedlenia wieku wedle samopoczucia, a nie stanu faktycznego, odrzucił. Sąd uznał, że nie ma do tego podstaw ani w przepisach prawa, ani w dotychczasowym orzecznictwie.
Ratelband, emerytowany „trener pozytywności” (positivity coach), swoje nonsensowne żądanie bez trudu nagłośnił w mediach całego świata. Każdy mógł przeczytać w prasie czy w Internecie, że Holender domaga się odmłodzenia, ponieważ, jak twierdził, jego obecny „urzędowy” wiek przeszkadza mu umawiać się na randki z kobietami za pośrednictwem popularnej internetowej aplikacji Tinder (Hubka). Wymaganie, by podać, ile ma się lat, stawiało go na straconej pozycji, co uważał za dyskryminację ze względu na wiek.
– Kiedy podaję na Tinderze że mam 69 lat, nie dostaję odpowiedzi, gdy będę miał 49, to z moją twarzą będę w luksusowej sytuacji. Żyjemy przecież w czasach, kiedy możesz zmienić nazwisko i płeć, więc dlaczego nie mogę decydować o swoim wieku – przekomarzał się w mediach i przekonywał, że lekarze powiedzieli mu, iż ma ciało czterdziestolatka. Deklarował też, że zrezygnuje z emerytury po zmianie wieku. Tych zaś dziennikarzy, którzy zarzucali mu, że chce swoim niepoważnym postępowaniem wykpić progresywny społeczny ruch na rzecz płynności i swobodnego wyboru płci, rozwijający się w zachodniej cywilizacji (transgender – transgenderyzm), zapewniał, że działa najzupełniej serio.
W sądzie Ratelband próbował dowodzić, że data jego aktu urodzenia jest obarczona błędem, mimo że nie kwestionował, iż rzeczywiście urodził się 11 marca 1949 r.
Sąd zgodził się z nim, że wiek jest częścią tożsamości osoby. Przyznał, że wnioskodawca może czuć się o 20 lat młodszy od swojego prawdziwego wieku i zachowywać się zgodnie z tym samopoczuciem. Ale nie jest to „ważki argument przemawiający za zmianą daty urodzenia”, albowiem utrzymywanie w rejestrach publicznych informacji zgodnych ze stanem faktycznym ma pierwszeństwo. Sąd argumentował, że „istnieją różne prawa i obowiązki związane z wiekiem, takie jak prawo do głosowania, do zawarcia małżeństwa czy obowiązek uczęszczania do szkoły”. Gdyby zaś uwzględnić wniosek Ratelbanda, wymagania wiekowe przestałyby mieć znaczenie. Zmiana daty urodzenia w dokumentach prawnych spowodowałaby zniknięcie 20 lat zapisów z rozmaitych urzędowych rejestrów, co miałoby „niepożądane konsekwencje prawne i społeczne”. Przykładowo, co wówczas począć z uzyskanymi w tym czasie kwalifikacjami lub zawartym małżeństwem? Sąd zwrócił też uwagę, że uwzględnienie wniosku Ratelbanda mogłoby doprowadzić do wniosków odwrotnych – o „postarzenie”, np. w celu szybszego uzyskania prawa jazdy czy prawa do zakupu alkoholu w sklepie.
Sąd odrzucił też argument Ratelbanda oparty na wolnej woli, potwierdzając, iż u ludzi nie idzie ona tak daleko, aby mogła kształtować prawne realia w sposób absolutnie nieograniczony.
W końcu sąd podsumował, że Ratelband nie uzasadnił należycie swojego twierdzenia, że cierpi z powodu dyskryminacji ze względu na wiek, a nawet jeśliby tak było, to istnieją inne sposoby, by temu przeciwdziałać, aniżeli zmiana daty urodzenia.
Ratelband nie zniechęcił się orzeczeniem i zapowiedział apelację, w której po kolei chce podważać wszystkie argumenty sądu pierwszej instancji.
Opracowanie: Ireneusz Walencik